RECENZJA
Zmiana otoczenia - oto, co
często zaleca się ludziom zmęczonym, zniechęconym, zestresowanym.
Nowe miejsce, nowi ludzie, nowe możliwości. Ale i nowe niebezpieczeństwa. O tym, jak bardzo przeprowadzka potrafi skomplikować życie, przekonuje się bohaterka „Płonących dziewczyn” - nowej, czwartej już, powieści autorstwa C.J. Tudor. Pastorka Jack Brooks zostaje przeniesiona do parafii w Chapel Croft - małej wsi, z dumą pielęgnującej pamięć o grupie mieszkańców, którzy w XVI wieku spłonęli na stosie za swoją wiarę. Kobieta ma zająć miejsce niedawno zmarłego księdza, który, jak okazuje się wkrótce, gromadził informacje na temat lokalnych męczenników oraz próbował odkryć, co stało się z dwiema nastolatkami, które trzydzieści lat temu bez śladu zniknęły z wioski. Chapel Croft stopniowo odsłania przed Jack i jej córką Flo swoje wstydliwe tajemnice. Niektóre z nich mogą być bardzo niebezpieczne - w miasteczku są ludzie, którzy zrobią wszystko, by pewne informacje na zawsze pozostały pogrzebane... C.J. Tudor po raz kolejny osadza akcję swojej historii w małej miejscowości, w której, jak to zwykle bywa (przynajmniej w powieściach), ludzie tylko z pozoru są otwarci i życzliwi. Uśmiechają się do siebie na ulicach, ale za tymi uśmiechami kryje się wiele niewypowiedzianych słów, wiele podejrzeń i sekretów, które wspólnie tworzą ponurą, krwawą intrygę. Czytając poprzednie książki C.J. Tudor, byłem pod wrażeniem umiejętnie budowanego napięcia, rosnącego z rozdziału na rozdział - trzeba przyznać, że „Płonące dziewczyny” nie budzą aż takich emocji. Autorka na szczęście nie straciła lekkiego pióra, więc jej nową książkę czyta się szybko, bez przerw na ziewanie lub wyglądanie przez okno, co nie zmienia faktu, że podczas lektury trudno o gęsią skórkę - blado wypadają zwłaszcza elementy paranormalne, raczej niepotrzebnie wplecione w kryminalną fabułę. Jak zwykle ciekawe są za to postaci - ich motywy długo pozostają niejasne, budzą wątpliwości, zachęcają do samodzielnego poszukiwania odpowiedzi.
„Płonące dziewczyny” nie zmroziły krwi w moich żyłach, nie wypaliły też raczej trwałego
śladu w mojej pamięci, jestem jednak
przekonany, że czas spędzony w Chapel Croft nie był czasem straconym.
Zagadki przygotowane przez autorkę skutecznie przykuwają
uwagę - mogę więc polecić lekturę
wszystkim, którzy szukają
książki, potrafiącej oderwać umysł od codziennych problemów.
Łukasz
Małachowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz