ZSZ - Kulturalnie

ZSZ - Kulturalnie

czwartek, 8 grudnia 2016

Kolejny fragment powieści Marcela Ligusa - "Discindmar" rozdział 2 "Obietnica"

2 Obietnica.


Wytrzymałam chodź nie było to łatwe, mam teraz wielka ochotę rzucić się na łóżko i zasnąć przynajmniej na dwa długie dni-Pomyślała wygodnie kładąc się na siedzeniu w samochodzie.
Ciotka na skrzyżowaniu zamiast jechać prosto skręciła w prawo.
-Dokąd jedziemy? -Zapytała zdziwiona Elena.
-Myślisz, że pozwolę ci na dzisiejszą imprezę ubrać tę starą szmatę, którą zakładasz prawie na wszystkie takie balangi?
-Ciociu, ale naprawdę nie musisz wydawać na mnie pieniędzy.
-Za późno, jedziemy tylko ją odebrać. Zapłaciłam za nią już tydzień temu u mojej dobrej znajomej.
Elena przewróciła oczami i szeroko się uśmiechnęła.
Po kilku minutach podjechali pod sklep z sukienkami ślubnymi.
-Ciociu suknia ślubna? Na prawdę?
-Oh, bądź już cicho!
Ciotka trzymając Elene za rękaw swetra wciągnęła ja do sklepu i głośno zawołała.
-Anna, jesteśmy!
Zza lady wyszła niska kobieta o krótkich, brązowych włosach.
-Amando, twoja siostrzenica jest przepiękna i te jej niebieskie oczy idzie się w nich utopić! Suknia będzie idealnie na niej leżeć.
Elena rzuciła szeroki uśmiech w kierunku kobiety i zapytała.
-To jak wygląda ta sukienka?
-Zakochasz się w niej, chodź za mną, ale ty Amanda zaczekaj tu.
-Dlaczego? Chce zobaczyć jak wygląda moja księżniczka.
-Zobaczysz, gdy już ją ubierze.
Ciotka z niecierpliwością czekała aż ujrzy Elenę. By zabić czas przeglądała suknie ślubne widniejące na wystawie. Szkoda, że gdy ja brałam ślub nie robili takich ślicznych kiecek- Pomyślała, odgarniając swoje czerwone loki z twarzy. Nagle przypomniała sobie o bardzo ważnej rzeczy, którą musi podarować Elenie. Chwyciła za medalion, który nosiła na szyi od kąt dostała go od rodziców dziewczyny wraz z listem.
Droga Amando, gdy czytasz ten list to znaczy, że mnie z Williamem już nie ma. Zostawiliśmy ci ten medalion byś podarowała go naszej córeczce kiedy będziesz gotowa jej o wszystkim powiedzieć, a tym bardziej sama wszystko poukładać w głowie. Wiem, że trudno jest uwierzyć w to co ci mówiliśmy o Discindmarze i dziedzictwie naszej rodziny, ale każde słowo było prawdą. Brama w tamto miejsce otworzy się w dzień zakończenia szkoły. Uznaliśmy, że Elena będzie na tyle dorosła by pokonać przeszkody, które staną jej na drodze. Jednak pamiętaj, nie zwlekaj zbyt długo z wyjawieniem jej wszystkiego. Musi być przygotowana. Wiem, że zostawiliśmy za dużo na twoich barkach, ale tylko tak mogliśmy jej dać czas pożyć normalnym życiem, chodź i tak nie było dla niej dość dobre.

PS. Medalion ma ogromną moc, będzie jej niezbędny w tamtym świecie. Proszę cię bądź ostrożna.
Kochamy Cię Elizabeth i William.

Amanda usłyszała za plecami dźwięk dzwoneczków, które zahaczały o otwierające się drzwi wejściowe. Do sklepu weszła ciemnowłosa dziewczyna w niebieskim płaszczu i podeszła do lady. Z zaplecza wyszła Anna i szeroko się uśmiechnęła w stronę Amandy.
-Jeszcze chwilka, Elena ma problem z suwakiem.
Amanda odwzajemniła uśmiech i maślanym wzrokiem spojrzała na dziewczynę stojącą przy ladzie, która właśnie zaczęła rozmawiać z jej przyjaciółką.
-Dzień dobry, przyszłam odebrać zamówienie.
-Mogę prosić nazwisko?
-Redtfield, Jeffrey Redtfield.
-O tak, w końcu pani przybyła. Zaraz pójdę po paczkę.
Amanda odwróciła wzrok od dziewczyny i pogrążyła się w myślach – Dlaczego zostawiłam to na ostatnia chwilę? Mogłam powiedzieć jej o tym dużo wcześniej. Nawet musiałam… Co ja sobie w ogóle myślałam? Za kilka godzin możliwe, że Elena na zawsze odejdzie z tego świata, że widzę ja dzisiaj ostatni raz bo nie umiałam jej ostrzec, ani dać czasu by mogła się przygotować, ale to nie doszło jeszcze nawet do mnie! Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć bo takie rzeczy przecież się nie zdarzają ! Jeśli coś jej się stanie nigdy sobie tego nie wybaczę – Pomyślała, zrozpaczona.
Nagle Amanda zza pleców usłyszała głos Eleny. Kiedy się odwróciła ujrzała ją w pięknej karminowej, długiej sukni.
-O Boże wyglądasz przecudnie!
-Na pewno, bo ja czuje się lekko skrępowana.
-To chyba przez te sznury za mocno ci je zaciągnęłam-Anna, zawołała piskliwym głosem.
-Dziękuję ci Anno, nie wiem jak ci się odwdzięczę. Elena ściągaj ją i szybko jedziemy do domu, bo jest mało czasu!
Dziewczyna przebrała się i włożyła suknię do dużej papierowej torby i udała się z ciotka do auta.

czwartek, 17 listopada 2016

Kolejny fragment prozy Marcela z większej całości zatytułowanej "Discindmar"

Co dzień od czasu przeprowadzki dziewczyna próbowała skontaktować się z Brit, ale ta ani nie odbierała telefonów, ani nie odpisywała jej na listy-może zmieniła numer i mieszkanie, ale to do niej nie podobne by nie zostawiła znaku życia- Pomyślała, lekko marszcząc brwi.
Przy stole panowała paniczna cisza. Ucichła piosenka, której słuchała ciotka , słychać było tylko deszcz trzaskający w okna. Tak się składa, że dzisiaj jest impreza na jachcie, która organizował Sam Loyd z okazji zakończenia szkoły, ale czego można było się spodziewać. W „miasteczku” pada od tygodnia i pewnie będzie padać przez następny
Rozkojarzona Elena spojrzała na zegar, przewróciła oczami i przerwała monumentalną ciszę.
-Chodźcie, zbieramy się.
Wszyscy wyszli na dwór, było tam ciemno, szaro i ponuro. Niebo zakrywała gruba warstwa burzowych chmur. Krótkie czerwone loki ciotki Amandy powiewające na wietrze przypominały stado wijących się węży. Elena otwarła drzwi samochodu, usiadła wygodnie na tylnym siedzeniu i zamknęła oczy. Nagle zrobiło się jej strasznie słabo, poczuła mocny ucisk w żołądku czuła jakby zaraz miała zwymiotować. Uchyliła okno i zrobiła kilka dużych oddechów.
-Wszystko w porządku? -Zapytała zaniepokojona ciotka.
-Tak, możemy jechać- odpowiedziała zamykając okno-Przez chwile zrobiło mi się strasznie słabo…
-To pewnie przez ten stres. Nie, co dziennie kończy się szkołę.
Dziewczyna pociągnęła nosem i spojrzała na swoje dłonie. Drżały, chodź nie było jej zimno.
Przejeżdżając przez pół miasta widziała masę uczniów spieszących się w to samo miejsce, co ona. Przypominali jej o rodzinie- Myślałam, że w ten wyjątkowy dzień będę razem z mamą i tatą- Pomyślała Elena, przecierając łzę spływającą jej po policzku.
Na świecie jest dużo osób zranionych przez utratę kogoś bliskiego. Ja jestem tylko kroplą deszczu wśród innych spowitych żalem i rozpaczą- Pomyślała uraniając jeszcze jedna kroplę łzy. Zanim się zorientowała ciotka szukała już miejsca na szkolnym parkingu. Pod nią zbierały się tłumy uczniów.
Elena, wychodząc z samochodu ujrzała biegnącą w jej stronę dziewczynę. Miała ona długie blond włosy, brązowe wyraziste oczy i delikatnie opaloną skórę. Była to Madison Porter, gwiazda szkoły zaraz po płytkich bliźniaczkach Bennett.
-Cześć, Elena!- Zawołała piskliwym głosem.
-Witam, przyszłą królową balu – zażartowała.
-Heh, mam zwycięstwo w kieszeni, ale martwi mnie ta pogoda.
-Będziemy w środku, więc nie masz się, czym martwić.
-Zaraz dostaniesz po łbie-spojrzała rozzłoszczonym wzrokiem-Cały tydzień mówiłam ci i Wiktorii, że chce tańczyć na zewnątrz przy świetle księżyca!
Elena uniosła brew i arogancko spojrzała na koleżankę.
-Wiktoria, wiesz jak to brzmi? Coś takiego rozumiem usłyszeć od tych dwóch lalek Barbie, ale nie od Ciebie.
-Po prostu marzy mi się, by chociaż dzisiaj odpocząć od ciągłego widoku deszczu za oknem.
-Wybrałaś już po między czerwoną a niebieską sukienką? - Zmieniła temat.
-Tak, biorę czerwoną, lepiej podkreśla moje cycki. A o której mamy po ciebie wpaść?
-No, sama nie wiem tak z pół godziny przed imprezą. Chodź już do środka, bo się spóźnimy.
Wreszcie zaczął się apel. Uczniowie wyczytywani przez dyrektorkę wychodzili po świadectwa, jeden po drugim.
Elena znów poczuła mocny ucisk w żołądku, ręce znów zaczęły jej drżeć. Rozejrzała się w około by dostać się do okna, ale zanim zdążyła cokolwiek zrobić przed jej oczami zapadła ciemność.
Ocknęła się, ale to nie była sala, w której straciła przytomność. Leżała na sieci, a co gorsza była na kutrze rybackim. Po chwili usłyszała donośny męski głos wołający.
-Ben zobacz tam, co to jest? Płynie w naszą stronę!
Elena podniosła się, zmrużyła oczy i w oddali ujrzała coś dziwnego-To nie możliwe- pomy- ślała kładąc rękę na czole.
-Hej, gdzie ja jestem? Skąd się tu wzięłam?
Mimo wrzasków, które wydawała z siebie dziewczyna obaj mężczyźni nie zwracali na nią uwagi.
Nagle pokład przechylił się na lewą stronę. Masa rzeczy wpadła do wody. Elena obiema rękami mocno chwyciła się barierki i na kilka sekund oderwała się od podłoża, aż do momentu gdy kuter znów przybrał normalną pozycję. Nagle wszystko wokoło znalazło się pod wodą. Przez sekundę dziewczyna nie wiedziała co się stało. Coś mocno trzymało ja za nogę i ciągnęło w dół. Po chwili zaczęło brakować jej powietrza i zaczęła się dusić. Wyrywała się by wypłynąć na powierzchnię, tak mocno, aż to cos ją puściło. Elena wynurzyła się zaczerpując ogromny oddech. Wokoło słychać było głośne świstanie wiatru i grzmoty rozchodzące się po niebie. Słona woda co chwilę pluskała w twarz dziewczyny nie dając jej otworzyć oczu. Nagle coś pojawiło się za nią, objęło ja mocno obiema rękami i pociągnęło znów do wody. Elena spanikowała, wypuściła resztkę powietrza. Rozbrzmiał się dziwny jęk. Trochę przypominał ten z poprzedniego koszmaru, ale bardziej wydawało się , że to śpiew wieloryba rozchodzący się po oceanie, ale gdy Elena lekko otwarła oczy przed sobą dostrzegła kobietę, która miała rybi ogon. Syrena – Pomyślała tracąc przytomność. Jęki zmieniły się w zwykły kobiecy głos, który z początku było słychać bardzo nie wyraźnie El-Ele-Elen-Elena!
-Hej, Elena obudź się!
Dziewczyna podskoczyła z krzesła i spojrzała w stronę wołającej ją uczennicy.
-Jesteś strasznie blada, zemdlałaś?
-Sama nie wiem.
-Powinnaś wyjść na świeże powietrze.
-Nie już w porządku, nic mi nie jest.
Serce waliło jej jak szalone, z czoła polało się kilka kropli potu. Była wystraszona i roztrzęsiona, a na dodatek w najmniej oczekiwanym momencie dyrektorka wypowiedziała jej imię i nazwisko Elena Palvin. Wstała z krzesła i z skwaszoną mina poszła w jej stronę. Wchodząc na scenę prawie potknęła się na schodkach. Nie mogła powstrzymać przerażenia spowodowanego przez dziwny sen. Spojrzała na widownie z wymuszonym uśmiechem. Ludzie klaskali a ciotka robiła zdjęcia swoim nowym aparatem.

czwartek, 6 października 2016

Pierwszy fragment prozy Marcela Ligusa

Uczniowie nie tylko czytają ale także próbują swych sił w sztuce pisarskiej. Margcel Ligus z III wzF prezentuje u nas fragmenty swojego debiutu. Podzielcie się swoimi uwagami na ten temat. Czy jesteście ciekawi, co stanie się dalej? 

DISCIDMAR










1 Wyjątkowy dzień.


Elena nawet nie przypuszczała, że u ciotki Amandy może się jej tak spodobać. Zmiana otoczenia i nowi znajomi dobrze na nią wpływają, ale jedno ja martwi. Od kiedy straciła kontakt ze swoją starą przyjaciółką Brit, zaczęły ją nękać dziwne sny. Czasami były one tylko niewinnymi przebłyskami, ale mogły stać się też koszmarem z którego nie dało się uciec. Wszystko stawało się inne. Pod żadnym pozorem nie przypominało naszego świata, gdyż szukając pomocy natykała się tylko na dziwne groteskowe stworzenia, tak jak tej nocy.
Nie mogła oderwać wzroku od światełka, które zawieszone kilkanaście metrów nad nią przypominało świetlik. Wiem, że to jedyna droga ucieczki, innej niema –Pomyślała, delikatnie kładąc rękę na naszyjniku, który towarzyszył jej w każdym koszmarze. Ostrożnie podniosła się z lepkiej posadzki i rozejrzała wokoło, ale nie mogła kompletnie nic dostrzec. W tak ciemnym pomieszczeniu tysiące myśli gromadziły się w jej głowie. Co czai się w tych ciemnościach? Na czym przed chwilą leżałam i skąd się tu znalazłam? Dokąd mam się teraz udać? Uniosła rękę by wyczuć coś, czego mogłaby się złapać, choć wokoło nie było kompletnie niczego. Słyszała bicie swojego serca i dźwięk kropel wody uderzające raz jakby o rozwinięty parasol a kolejne o kamienną posadzkę. Dziewczyna delikatnie podniosła się i zrobiła kilka kroków przed siebie. Nagle grunt pod nią jakby się zatrząsł i wokoło słychać było dziwne dźwięki przypominające skowyt zranionego psa. Ogromne przerażenie kumulowało się w Elenie. Łzy, co chwilę napływały jej do oczu. Przez chwilę zakręciło się jej w głowie, straciła równowagę i stoczyła się jakby z wielkiej góry na twardą, wilgotną, skalistą ziemię. Teraz wszystko się zmieniło. Wokoło rozbłysły światła tu czerwone tam zaś fioletowe i zielone, nie były to takie normalne światła, bo wydobywały się one jakby z za jakiejś grubej powłoki, skóry. Nie przyprawiało jej to o mdłości wręcz przeciwnie, była zachwycona widokiem, co chwilę zmieniających się barw, które kontrastowały ze sobą w niesamowity sposób. Tu jest cudownie, tego nie da się opisać. Powinni tu przysłać poetę- To jedyne słowa, które powtarzała przez kilka minut wpatrując się w niesamowity pejzaż. Dziewczyna wyciągnęła rękę i delikatnie dotknęła czegoś, co przypominało jakby stworzenia z bajek opowiadanych dzieciom i poczuła, że to coś naprawdę żyje czuła bicie jego serca. W dotyku przypominało trochę rybę, ale wygląd miało całkowicie inny. Rozprzestrzeniające się na ścianach długie węzły przypominały trochę zniekształconego pająka, ale jego wielkość była tak niewiarygodnie duża, że wykluczało tę możliwość. Po chwili jednak piękna bajka znów nabrała swojego naturalnego kształtu, gdy znów zaczęły się rozchodzić przerażające dźwięki. Z wielkiej góry, z, której spadła dziewczyna wyłoniły się oczy o miodowej barwie, które spojrzały w stronę nieproszonej osoby. Z cieni na ścianach zaczęły wypełzać stworzenia, które wyglądem przypominały wielkiego potwora, który wpatrywał się w Dziewczynę tak żałosnym wzrokiem jakby chciał czegoś, ale nie mógł tego dostać i prosił o pomoc nie mówiąc przy tym ani słowa. Elena za swoimi plecami poczuła delikatny powiew zimnego powietrza i gwałtownie się odwróciła. Nagle z nikąd pojawił się długi skalisty korytarz. Na samym końcu widniało ledwo widoczne światełko, to musiało być wyjście. Elena bez żadnego zastanowienia pobiegła w tamtym kierunku. Z każdym jej krokiem światełko się powiększało, ale rosły też przeraźliwe odgłosy potworów, które deptały dziewczynie po piętach. Po chwili Elena zauważyła, że wokoło niej latają małe, białe płatki wydobywające się najprawdopodobniej z jedynej strony ucieczki. Czyżby śnieg? -Pomyślała. Długo się nad tym nie zastanawiała, bo jej uwaga kierowała się jedynie na tym by się jakoś stąd wydostać. Byłby to pierwszy raz, kiedy Elenie udaje się uciec z koszmaru. Dziewczyna nagle straciła grunt pod nogami i upadła wprost na…Śnieg. Przed jej oczami przez chwilę zrobiło się ciemno od mocnego uderzenia w głowę, śnieg nie złagodził jej upadku, ponieważ było go tylko tyle by zakryć to, co się pod nim znajduje. Elena delikatnie przetarła oczy i ujrzała, że światło, do którego tak dążyła to rzeczywiście jest wyjście, z którego każdy podmuch nanosił mnóstwo płatków śniegu. Dziewczyna zerwała się z podłoża i kątem oka spojrzała gdzie znajdują się potwory. Wokoło ucichły przeraźliwe dźwięki, słychać było tylko ostre dmuchanie powietrza. Jeszcze tylko kilka kroków i będę wolna-Pomyślała, biegnąć w kierunku światła. Kiedy Elena była już kilka metrów przed wyjściem i jej wzrok całkowicie przyzwyczaił się do ostrego światła dostrzegła ogromne stalowe kraty, przegradzające jej drogę ucieczki. Jej serce na ułamek sekundy przestało bić, spokojnie odwróciła się przodem wzdłuż ciemnego korytarza i zsunęła się na ziemię zamykając oczy. Elena nagle za swoimi plecami usłyszała dźwięk zgniatanego śniegu i momentalnie odwróciła głowę w stronę wyjścia i ujrzała niską, ledwo widoczną postać, która trzymała w ręku duży srebrny klucz. Dziewczyna zerwała się na nogi i zaczęła błagać o pomoc. Od strony korytarza zaczął dochodzić cichy dźwięk jakby warczenia i po chwili Elena poczuła ostry ból od nadgarstka aż do łokcia. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Na jej ręce widniała głęboka rana z której lała się krew, a pod jej nogami leżały rozsypane koraliki z bransoletki. Gdy tylko odwróciła głowę w stronę ciemności dostrzegła lecący w jej stronę ostry szpon i w tym momencie…
Zabrzmiał dźwięk budzika. Kolejny zły sen i kolejna źle przespana noc, ale to nic-pomyślała Elena, ściągając książkę z twarzy, którą czytała wczoraj przed snem. Tym razem w jej ręce wpadło jedno z opowiadań Marion Lennox. Przetarła zaspane oczy i przewróciła się na drugi bok z myślą, że odpuści sobie dzisiejszy dzień w szkole. W mig zmieniła zdanie gdy przypomniała sobie, że dzisiaj kończy szkołę. Zarzuciła na siebie czarne, jeansowe spodnie, fioletowy sweterek i podreptała do łazienki. Przemyła twarz dużą ilością wody i spojrzała w lustro. Po tygodniowej przerwie Elena ujrzała osiemnastoletnią dziewczynę. Oczy jakby stały się bardziej niebieskie, włosy trochę pociemniały,a twarz nabrała bardziej ostrzejszych rysów. Jej cotygodniowa przerwa w spoglądaniu na swoje odbicie nie była spowodowana niechęcią do samej. Po prostu nie widziała takiej potrzeby. Prawie się nie malowała, nie licząc szminki ochronnej i delikatnych muśnięć tuszu do rzęs. Doszła do wniosku, że nie jest już tą osobą, którą była kilka lat temu. Gdybym myślała, tak jak teraz to może mogłabym ich powstrzymać. Co ? Gdybym nie była taka jak kiedyś to oni by żyli – Pomyślała, odrzucając powiekami napływające do oczu łzy. Chwyciła szczotkę i kilka razy przejechała po swoich ciemnobrązowych, aksamitnych włosach. Czas zapomnieć, nie mogę wiecznie myśleć o złej przeszłości, nawet gdy to przez nią stałam się silniejsza.
Przed pójściem na śniadanie zastukała w drzwi swojego młodszego brata.
-Jake, wstałeś?
-Która godzina?
-Ubieraj się i szybko na dół, raz, raz.
Elena niespiesznie schodziła na dół, powoli zsuwając rękę po poręczy schodów. Przyśpieszyła kroku dopiero, gdy usłyszała głos ciotki wołającej by wyłączyła gaz. Weszła do kuchni i zrobiła to, o co ją poproszono. Z sąsiedniego pokoju dochodziły dźwięki ulubionej piosenki Amandy, był to remix Aarona Smitha – Dancin.
Elena wyciągnęła z szafki pudełko z płatkami i wsypała do miski zalewając letnim mlekiem. Wtedy ko kuchni weszła jej pięcioletnia siostra, usiadła przy stole i zaspanym głosem zapytała.
-Gdzie ciocia?
-Tu jestem, prasuje!- Wrzasnęła z drugiego pokoju.
-Elena, odgrzejesz mi zapiekankę?
Ciotka wbiegła do kuchni, oparła rękę na blacie i cichym tonem zawołała.
-Nie musisz, już o tym pomyślałam jest w mikrofalówce.
Erin zeskoczyła z krzesła i wyciągnęła parujące zapiekankę.
Elena, pełna podziwu spojrzała na ciotkę, która dopiero teraz ubrała niebieską koszulę. Był to prezent na jej czterdzieste drugie urodziny. Koszula leżała w szafie przez prawie rok czasu, bo podobno jej jaskrawy kolor nie pasował do całkowicie niczego. Prócz koszuli jej włosy były bardzo starannie ułożone, plus na jej wydatnych ustach pojawiła się czerwona szminka.
-Ciociu, wspaniale wyglądasz - Zawołała, rozbawiona.
-Po prostu, zwyczajnie… - Odpowiedziała, usiłując się nie zarumienić.
Elena usłyszała skrzypienie schodów i po chwili do kuchni wszedł Jake.
-Siadaj do stołu i jedz, bo znając ciebie zajmie ci do z pół godziny-Zwołała ciotka rozdrażnionym głosem.
-Nie jestem głodny, zjem jak wrócimy.
-Nie zjesz tego? -Zapytała oburzona-To, czyli masz tyle czasu by pomóc mi poskładać uprasowane ubrania?
-Zmieniłem zdanie, jednak to zjem.
Ciotka poklepała brata Eleny po głowie, odwróciła się na pięcie i podreptała do innego pokoju.

niedziela, 2 października 2016

KSIĄŻKI KSIĄŻKI KSIĄŻKI

                                                                                         CC0 Public Domain

Nowy rok szkolny i ruszamy z nową inicjatywą. Proponuję Wam, drodzy uczniowie, żebyście polecali sobie nawzajem ciekawe książki. To Wy wiecie, jakie książki są dla Was interesujące, to Wy znacie najlepiej swoje czytelnicze fascynacje. Chciałbym, żeby ten blog służył propagowaniu Waszych czytelniczych zainteresowań. Zgłaszajcie zatem swoje książkowe propozycje. Każda recenzja mile widziana. Zapraszam!

Sławomir Domański

Na dobry początek propozycja ode mnie: książka o dzieciństwie na wsi - nominowane do Nike "Guguły" Wioletty Grzegorzewskiej
Cuda Wioletki

„Guguły” są debiutem prozatorskim Wioletty Grzegorzewskiej, pisarki pochodzącej z wioski położonej na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Opowiada ona w swoim zbiorze krótkich form prozą o dzieciństwie, dorastaniu, o dobrych i złych stronach bycia małą dziewczynką w małej wiosce. „Guguły” to niedojrzałe owoce, to czas dojrzewania, okres intensywnego zbierania doświadczeń życiowych, ale także okres cudownego, magicznego bycia w świecie, który coraz bardziej otwiera się na człowieka.

Czas akcji: głównie lata 80-te. Miejsce akcji: wieś Hektary. To konkretne usytuowanie „Guguł” wcale nie oznacza biograficznych konsekwencji. To główny walor tej prozy, że,mimo iż utkana z osobistych doświadczeń, opowieść nie traci uniwersalnego charakteru. Ów uniwersalny wymiar zyskuje autorka głównie dzięki wprowadzeniu świata dziecięcej wyobraźni, tej magicznej perspektywy, która jakże często bywa pułapką pisarzy zapatrzonych w prozę Schulza. Wioletcie Grzegorzewskiej udało się uniknąć nadętej oniryczności. Udało się jej zachować równowagę między magią opisów stanów wewnętrznych a chropowatością świata zewnętrznego.

Wioletta Grzegorzewska w oryginalny sposób wpisuje się w nurt „literatury wiejskiej”. Grządkę tę uprawiało wielu rodzimych pisarzy: Tadeusz Nowak, Julian Kawalec, Edward Redliński ze swoją „Konopielką”, czy Wiesław Myśliwski z wielką powieścią wiejską „Kamień na kamieniu”, a ostatnio Marian Pilot i jego uhonorowany nagrodą Nike „Pióropusz” - przykłady można mnożyć, sięgając bliżej i dalej, jednak temat polskiej wsi jest często omijany przez pisarki. Wydaje się, że wiejskość nie pasuje do tworzonego aktualnie obrazu nowoczesnej kobiety. Nawet jeśli odniesiemy się do prozy Olgi Tokarczuk to zobaczymy „baśniowy” opis świata, który przykrywa skutecznie warstwy życiowego błota. Wioletta Grzegorzewska w swoich opowiadaniach nie unika szarości, choć jest to szarość czysta, bo wyszorowana popiołem.

Świat mitów tworzy u Grzegorzewskiej wiejska religijność – pomieszanie pogańskich wierzeń z katolickimi obrzędami. Elementy te widziane oczyma dziewczynki są oderwaniem od szarości domowej izby i podwórka. Autorka mogła tutaj wpaść w prześmiewczą manierę, która dziś święci swoje wielkie dni. Nic z tego – świat wierzeń i obrzędów jest u Wioletty światem, na który się czeka, który przynosi ze sobą transcendentny wymiar cudowności, odejścia od prozy ku poezji. To umiejętne balansowanie na pograniczu liryki i epiki nie pozwala czytelnikowi na narracyjne znużenie.

Dużo tych pułapek czyhało na Wiolettę Grzegorzewską – oprócz wyżej wymienionych istniała przecież tak silna u niewiast potrzeba społecznego zaangażowania, gdzie marzenie o literaturze ustępuje marzeniu, żeby poboksować się z niesprawiedliwą rzeczywistością. Pewnie takie motywy czy pola interpretacyjne znajdziemy także w „Gugułach”, ale nie to mnie urzekło w książce wydanej przez „Czarne”. Od jakiegoś czasu szukam częstochowskich klimatów literackich, pojawia się tego coraz więcej na półkach księgarskich, ale na ogół rozbijam sobie oczy i część mózgowia odpowiedzialną za czynność czytania o nieprzekonującą próbę zostania pisarzem. W wypadku Wioletty Grzegorzewskiej, debiutantki silnie z Częstochową związanej, nie mam wątpliwości, że mamy do czynienia z książką absolutnie wyjątkową. Mam nadzieję, że to dopiero początek i że Wioletta jeszcze wiele razy obdaruje czytelników swym talentem.

Jeśli zainteresowała Cię recenzja możesz pożyczyć ode mnie tę książkę i podzielić się swoimi wrażeniami.

Pozdrawiam Sławomir Domański 

wtorek, 28 czerwca 2016

Konkursy, konkursy, konkursy

Uczniowie Zespołu Szkół Zawodowych w Lublińcu biorą udział w licznych konkursach. Oto kilku z nich.

Natalia Kaczmarzyk otrzymała wyróżnienie w powiatowych eliminacjach 61. Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego.






Łukasz Jakacki wykonał konkursową prezentację na konkurs o "Żołnierzach Wyklętych", swoim bohaterem uczynił majora Łupaszkę.

czwartek, 12 maja 2016

XV wymiana młodzieży ZSZ Lubliniec i Gewerbeschule in Reihnfelden - Wrocław 2016

Wizyta we wrocławskim ZOO
Rejs po Odrze


Auschwitz
 

Panorama Racławicka

                                                                              
Spacer po Wrocławiu

                                                                                     

Sky Tower - najwyższy budynek w Polsce