Uczniowie nie tylko czytają ale także próbują swych sił w sztuce pisarskiej. Margcel Ligus z III wzF prezentuje u nas fragmenty swojego debiutu. Podzielcie się swoimi uwagami na ten temat. Czy jesteście ciekawi, co stanie się dalej?
DISCIDMAR
1
Wyjątkowy dzień.
Elena nawet nie przypuszczała, że u ciotki Amandy może się jej
tak spodobać. Zmiana otoczenia i nowi znajomi dobrze na nią
wpływają, ale jedno ja martwi. Od kiedy straciła kontakt ze swoją
starą przyjaciółką Brit, zaczęły ją nękać dziwne sny.
Czasami były one tylko niewinnymi przebłyskami, ale mogły stać
się też koszmarem z którego nie dało się uciec. Wszystko stawało
się inne. Pod żadnym pozorem nie przypominało naszego świata,
gdyż szukając pomocy natykała się tylko na dziwne groteskowe
stworzenia, tak jak tej nocy.
Nie mogła oderwać wzroku od światełka, które zawieszone
kilkanaście metrów nad nią przypominało świetlik. Wiem, że to
jedyna droga ucieczki, innej niema –Pomyślała, delikatnie kładąc
rękę na naszyjniku, który towarzyszył jej w każdym koszmarze.
Ostrożnie podniosła się z lepkiej posadzki i rozejrzała wokoło,
ale nie mogła kompletnie nic dostrzec. W tak ciemnym pomieszczeniu
tysiące myśli gromadziły się w jej głowie. Co czai się w tych
ciemnościach? Na czym przed chwilą leżałam i skąd się tu
znalazłam? Dokąd mam się teraz udać? Uniosła rękę by wyczuć
coś, czego mogłaby się złapać, choć wokoło nie było
kompletnie niczego. Słyszała bicie swojego serca i dźwięk kropel
wody uderzające raz jakby o rozwinięty parasol a kolejne o kamienną
posadzkę. Dziewczyna delikatnie podniosła się i zrobiła kilka
kroków przed siebie. Nagle grunt pod nią jakby się zatrząsł i
wokoło słychać było dziwne dźwięki przypominające skowyt
zranionego psa. Ogromne przerażenie kumulowało się w Elenie. Łzy,
co chwilę napływały jej do oczu. Przez chwilę zakręciło się
jej w głowie, straciła równowagę i stoczyła się jakby z
wielkiej góry na twardą, wilgotną, skalistą ziemię. Teraz
wszystko się zmieniło. Wokoło rozbłysły światła tu czerwone
tam zaś fioletowe i zielone, nie były to takie normalne światła,
bo wydobywały się one jakby z za jakiejś grubej powłoki, skóry.
Nie przyprawiało jej to o mdłości wręcz przeciwnie, była
zachwycona widokiem, co chwilę zmieniających się barw, które
kontrastowały ze sobą w niesamowity sposób. Tu jest cudownie, tego
nie da się opisać. Powinni tu przysłać poetę- To jedyne słowa,
które powtarzała przez kilka minut wpatrując się w niesamowity
pejzaż. Dziewczyna wyciągnęła rękę i delikatnie dotknęła
czegoś, co przypominało jakby stworzenia z bajek opowiadanych
dzieciom i poczuła, że to coś naprawdę żyje czuła bicie jego
serca. W dotyku przypominało trochę rybę, ale wygląd miało
całkowicie inny. Rozprzestrzeniające się na ścianach długie
węzły przypominały trochę zniekształconego pająka, ale jego
wielkość była tak niewiarygodnie duża, że wykluczało tę
możliwość. Po chwili jednak piękna bajka znów nabrała swojego
naturalnego kształtu, gdy znów zaczęły się rozchodzić
przerażające dźwięki. Z wielkiej góry, z, której spadła
dziewczyna wyłoniły się oczy o miodowej barwie, które spojrzały
w stronę nieproszonej osoby. Z cieni na ścianach zaczęły wypełzać
stworzenia, które wyglądem przypominały wielkiego potwora, który
wpatrywał się w Dziewczynę tak żałosnym wzrokiem jakby chciał
czegoś, ale nie mógł tego dostać i prosił o pomoc nie mówiąc
przy tym ani słowa. Elena za swoimi plecami poczuła delikatny
powiew zimnego powietrza i gwałtownie się odwróciła. Nagle z
nikąd pojawił się długi skalisty korytarz. Na samym końcu
widniało ledwo widoczne światełko, to musiało być wyjście.
Elena bez żadnego zastanowienia pobiegła w tamtym kierunku. Z
każdym jej krokiem światełko się powiększało, ale rosły też
przeraźliwe odgłosy potworów, które deptały dziewczynie po
piętach. Po chwili Elena zauważyła, że wokoło niej latają małe,
białe płatki wydobywające się najprawdopodobniej z jedynej strony
ucieczki. Czyżby śnieg? -Pomyślała. Długo się nad tym nie
zastanawiała, bo jej uwaga kierowała się jedynie na tym by się
jakoś stąd wydostać. Byłby to pierwszy raz, kiedy Elenie udaje
się uciec z koszmaru. Dziewczyna nagle straciła grunt pod nogami i
upadła wprost na…Śnieg. Przed jej oczami przez chwilę zrobiło
się ciemno od mocnego uderzenia w głowę, śnieg nie złagodził
jej upadku, ponieważ było go tylko tyle by zakryć to, co się pod
nim znajduje. Elena delikatnie przetarła oczy i ujrzała, że
światło, do którego tak dążyła to rzeczywiście jest wyjście,
z którego każdy podmuch nanosił mnóstwo płatków śniegu.
Dziewczyna zerwała się z podłoża i kątem oka spojrzała gdzie
znajdują się potwory. Wokoło ucichły przeraźliwe dźwięki,
słychać było tylko ostre dmuchanie powietrza. Jeszcze tylko kilka
kroków i będę wolna-Pomyślała, biegnąć w kierunku światła.
Kiedy Elena była już kilka metrów przed wyjściem i jej wzrok
całkowicie przyzwyczaił się do ostrego światła dostrzegła
ogromne stalowe kraty, przegradzające jej drogę ucieczki. Jej serce
na ułamek sekundy przestało bić, spokojnie odwróciła się
przodem wzdłuż ciemnego korytarza i zsunęła się na ziemię
zamykając oczy. Elena nagle za swoimi plecami usłyszała dźwięk
zgniatanego śniegu i momentalnie odwróciła głowę w stronę
wyjścia i ujrzała niską, ledwo widoczną postać, która trzymała
w ręku duży srebrny klucz. Dziewczyna zerwała się na nogi i
zaczęła błagać o pomoc. Od strony korytarza zaczął dochodzić
cichy dźwięk jakby warczenia i po chwili Elena poczuła ostry ból
od nadgarstka aż do łokcia. Wszystko działo się jak w zwolnionym
tempie. Na jej ręce widniała głęboka rana z której lała się
krew, a pod jej nogami leżały rozsypane koraliki z bransoletki. Gdy
tylko odwróciła głowę w stronę ciemności dostrzegła lecący w
jej stronę ostry szpon i w tym momencie…
Zabrzmiał dźwięk budzika. Kolejny zły sen i kolejna źle
przespana noc, ale to nic-pomyślała Elena, ściągając książkę
z twarzy, którą czytała wczoraj przed snem. Tym razem w jej ręce
wpadło jedno z opowiadań Marion Lennox. Przetarła zaspane oczy i
przewróciła się na drugi bok z myślą, że odpuści sobie
dzisiejszy dzień w szkole. W mig zmieniła zdanie gdy przypomniała
sobie, że dzisiaj kończy szkołę. Zarzuciła na siebie czarne,
jeansowe spodnie, fioletowy sweterek i podreptała do łazienki.
Przemyła twarz dużą ilością wody i spojrzała w lustro. Po
tygodniowej przerwie Elena ujrzała osiemnastoletnią dziewczynę.
Oczy jakby stały się bardziej niebieskie, włosy trochę
pociemniały,a twarz nabrała bardziej ostrzejszych rysów. Jej
cotygodniowa przerwa w spoglądaniu na swoje odbicie nie była
spowodowana niechęcią do samej. Po prostu nie widziała takiej
potrzeby. Prawie się nie malowała, nie licząc szminki ochronnej i
delikatnych muśnięć tuszu do rzęs. Doszła do wniosku, że nie
jest już tą osobą, którą była kilka lat temu. Gdybym myślała,
tak jak teraz to może mogłabym ich powstrzymać. Co ? Gdybym nie
była taka jak kiedyś to oni by żyli – Pomyślała, odrzucając
powiekami napływające do oczu łzy. Chwyciła szczotkę i kilka
razy przejechała po swoich ciemnobrązowych, aksamitnych włosach.
Czas zapomnieć, nie mogę wiecznie myśleć o złej przeszłości,
nawet gdy to przez nią stałam się silniejsza.
Przed pójściem na śniadanie zastukała w drzwi swojego młodszego
brata.
-Jake, wstałeś?
-Która godzina?
-Ubieraj się i szybko na dół, raz, raz.
Elena niespiesznie schodziła na dół, powoli zsuwając rękę po
poręczy schodów. Przyśpieszyła kroku dopiero, gdy usłyszała
głos ciotki wołającej by wyłączyła gaz. Weszła do kuchni i
zrobiła to, o co ją poproszono. Z sąsiedniego pokoju dochodziły
dźwięki ulubionej piosenki Amandy, był to remix Aarona Smitha –
Dancin.
Elena wyciągnęła z szafki pudełko z płatkami i wsypała do miski
zalewając letnim mlekiem. Wtedy ko kuchni weszła jej pięcioletnia
siostra, usiadła przy stole i zaspanym głosem zapytała.
-Gdzie ciocia?
-Tu jestem, prasuje!- Wrzasnęła z drugiego pokoju.
-Elena, odgrzejesz mi zapiekankę?
Ciotka wbiegła do kuchni, oparła rękę na blacie i cichym tonem
zawołała.
-Nie musisz, już o tym pomyślałam jest w mikrofalówce.
Erin zeskoczyła z krzesła i wyciągnęła parujące zapiekankę.
Elena, pełna podziwu spojrzała na ciotkę, która dopiero teraz
ubrała niebieską koszulę. Był to prezent na jej czterdzieste
drugie urodziny. Koszula leżała w szafie przez prawie rok czasu, bo
podobno jej jaskrawy kolor nie pasował do całkowicie niczego. Prócz
koszuli jej włosy były bardzo starannie ułożone, plus na jej
wydatnych ustach pojawiła się czerwona szminka.
-Ciociu, wspaniale wyglądasz - Zawołała, rozbawiona.
-Po prostu, zwyczajnie… - Odpowiedziała, usiłując się nie
zarumienić.
Elena
usłyszała skrzypienie schodów i po chwili do kuchni wszedł Jake.
-Siadaj do stołu i jedz, bo znając ciebie zajmie ci do z pół
godziny-Zwołała ciotka rozdrażnionym głosem.
-Nie jestem głodny, zjem jak wrócimy.
-Nie zjesz tego? -Zapytała oburzona-To, czyli masz tyle czasu by
pomóc mi poskładać uprasowane ubrania?
-Zmieniłem zdanie, jednak to zjem.
Ciotka poklepała brata Eleny po głowie, odwróciła się na pięcie
i podreptała do innego pokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz